Przetestowałam każdą opcję – i wiem, co naprawdę działa.
I choć długo byłam fanką podróży autem, dziś wybieram samolot. Po prostu mniej się martwię, szybciej jestem na miejscu, a cała logistyka właściwie znika – jeśli tylko dobrze to zaplanujesz.
Jeśli dopiero zaczynasz narciarską przygodę, najpierw przeczytaj: Pierwszy wyjazd na narty – Kompletny poradnik dla początkujących. A jeśli już wiesz, że jedziesz – zostań tu i wybierz najlepszy sposób, żeby dotrzeć w Alpy.


Dlaczego samolot w Alpy to mój wybór numer jeden?
Bo to najwygodniejsza forma transportu. Zwłaszcza jeśli wybierasz się na wyjazd zorganizowany (np. z Taksidi), gdzie jest opcja transferu z lotniska do ośrodka. Wtedy wygląda to tak: pakujesz się w domu, lecisz 2 godziny, odbierają Cię z lotniska i wysadzają pod apartamentem – bez stresu, bez przesiadek, bez kombinowania.
Owszem, bilety są zazwyczaj droższe niż koszt przejazdu autokarem czy nawet auta (jeśli jedziesz w cztery osoby i dzielicie się kosztami), ale dla mnie ta wygoda jest warta dopłaty. Szczególnie jeśli nie masz ochoty jechać 16 godzin przez pół Europy.
Nie musisz martwić się o winiety, tankowanie, łańcuchy, szukanie parkingu pod apartamentem. Nie potrzebujesz nawet swojego sprzętu – wystarczą buty i kask, a narty możesz wypożyczyć na miejscu. Odprawiasz się online, zabierasz bagaż i tyle. Po kilku sezonach kombinowania po prostu to doceniam.
Dla jasności: latam z Warszawy (czasem z Modlina), najczęściej do Bergamo albo Mediolanu, bo stamtąd transfery są szybkie i dobrze ogarnięte. Do Livigno z Bergamo jedzie się ok. 4 godziny, do Ponte di Legno czy Marillevy – jeszcze mniej. Leciałam też do Genewy / Grenoble (Les 2 Alpes, La Plagne, Val Thorens – tam czas dojazdu to 2–3 godziny) i do Innsbrucka (idealny punkt do Tyrolu – Sölden, Stubai, Ischgl).
Jeśli dobrze zaplanujesz transfer, to praktycznie w 6–7 godzin od wylotu z Polski możesz być w ośrodku, zjeść kolację a następnego dnia wypoczęty ruszyć na stok.
Samochodem – pełna swoboda, ale to nie zawsze „najlepsza” opcja
Nie zrozum mnie źle – jazda autem w Alpy to coś, co warto przeżyć. Sama tak jeździłam przez kilka sezonów i są sytuacje, kiedy to ma dużo sensu. Zwłaszcza gdy:
- masz sporo bagażu lub jedziesz ze swoim sprzętem,
- jedziesz większą grupą (3–4 osoby) i dzielicie się kosztami,
- chcesz być maksymalnie niezależny – np. dojechać dzień wcześniej, zostać dzień dłużej, zatrzymać się po drodze.
Ale… trzeba pamiętać, że to nie jest wyjazd nad polskie morze. Z Warszawy do większości francuskich ośrodków masz 1500–1700 km. Z noclegiem po drodze – minimum 2 dni w podróży w jedną stronę. Z Austrią jest łatwiej – Tyrol, Zell am See, Kaprun – to „tylko” 1000–1100 km i da się to zrobić w jeden dzień, choć bywa to męczące.
Do tego dolicz:
- koszt paliwa (przy 4 osobach to ok. 250–350 zł/os. w dwie strony),
- winiety (Austria, Czechy, Szwajcaria, czasem Francja),
- opłaty za parking w Alpach (często nie są w cenie apartamentu),
- i ewentualny nocleg po drodze – który naprawdę warto zaplanować, żeby nie zasypiać na autostradzie.
Auto daje swobodę, ale wymaga też dużej odpowiedzialności i organizacji. Ktoś musi prowadzić, ktoś ogarnia łańcuchy, a czasem ktoś siedzi 15 godzin, przescrollował cały internet i patrzy przez szybę, marząc o prysznicu.


Autokarem – niska cena, zero stresu, pełen luz
Na koniec – opcja, którą często ludzie skreślają na starcie: autokar. A szkoda, bo to naprawdę wygodne rozwiązanie, szczególnie jeśli jedziesz sam(a), nie masz prawa jazdy albo po prostu chcesz odpocząć już w podróży. Na przykład autokary w Taksidi to wyższy standard, wygodne siedzenia, cisza nocna, spoko filmy po drodze. To już nie te czasy kiedy po dwóch godzinach siedzenia zastanawiasz się “po co mi to było”
Wsiadasz wieczorem, śpisz, i następnego dnia jesteś na miejscu. Bez kombinowania z przesiadkami, bez pakowania samochodu, bez tankowania na niemieckiej stacji w środku nocy.
W zorganizowanych wyjazdach wszystko masz ogarnięte: transport, skipass, zakwaterowanie. To idealne rozwiązanie dla tych, którzy cenią prostotę i nie chcą nic ogarniać.
Jedyny minus? Czas. Taka podróż to zazwyczaj 18–22 godziny jazdy w jedną stronę. Ale jeśli masz dobrą ekipę, książkę albo serial do nadrobienia – da się to przeżyć, a nawet… polubić.
Więc co polecam?
Jeśli cenisz wygodę i nie chcesz zaprzątać sobie głowy logistyką – leć samolotem. Dopłać trochę za spokój i komfort. Zwłaszcza jeśli lecisz z kimś i nie musisz wozić swojego sprzętu.
Jeśli chcesz być niezależny, masz więcej czasu i własny sprzęt – auto to dobra opcja, ale tylko jeśli naprawdę lubisz być „w trasie”. Warto wtedy rozważyć nocleg po drodze i nie celować od razu w Francję – Austria jest dużo bliżej i równie piękna.
A jeśli chcesz wszystko mieć ogarnięte, jechać budżetowo i poznać ludzi – autokar będzie idealny.
Wszystko zależy od tego, co cenisz bardziej: elastyczność, komfort, czy prostotę. Ja już swoje testy zrobiłam – teraz Twój ruch 😊
